sobota, 15 października 2011

Jak kupić auto używane - na własnym przykładzie

Jak kupić auto używane i nie dać się oszukać - ciężka sprawa, ale coś w końcu trzeba kupić żeby jeździć, tylko co?

Przykładowo pierwszy samochód kupiłem prawie 15 lat temu w komisie i można powiedzieć że byłem z niego zadowolony - nie miał wad ukrytych, przebieg był taki jak widoczny na liczniku i służył mi długo (120 tys.km.) aż do czasu kiedy jego wartość spadła po 8 latach do poziomu niecałych 10% początkowej wartości. Może dlatego, że to produkt krajowy (Polonez), a może po prostu napływ aut "lepszych marek" był tak duży i konkurencja spora, że auta rodzimej produkcji szybko traciły na wartości. Ostatecznie oddałem komuś w rodzinie za darmo żeby nie musieć złomować.

Drugi samochód znalazłem na allegro, nie szukając daleko - w mieście zamieszkania i też byłem z niego przez długie lata zadowolony pomimo, iż był to samochód 11-letni w momencie kupna a cena była konkurencyjnie niska. Okazał się porządnym egzemplarzem jedynego w swoim rodzaju pod względem niebywałego komfortu i gabarytów użytkowych Opla Omegi B i przez te 6 lat używania praktycznie się nie psuł albo naprawy były tak tanie, że prawie nieodczuwalne. Jedyne co dawało do myślenia to spalanie benzyny w mieście przekraczające znacznie 10 litrów na 100km podczas gdy wszędzie się chwaliło silniki diesla spalające w mieście niewiele ponad 5l/100km.

W międzyczasie miałem przyjemność doradzać żonie przy kupnie samochodu - poszukiwanie odbyło się po raz kolejny z użyciem aukcji typu allegro czy też ogłoszeń typu otomoto i tu muszę powiedzieć pierwszy raz "daliśmy się naciąć". Przy kupnie wydawało się, że wszystko jest ok, że znaleźliśmy perełkę - ślicznego VW Lupo - dopiero po miesiącu okazało się, że silnik benzynowy 1,4 16V bierze olej i to całkiem sporo a sprzedający właściciel nic o tym nie wspominał, z kolei mechanicy twierdzili zgodnie "ten silnik tak ma". Później dość często jeszcze zawodził w najmniej odpowiednich momentach - a to pęknięty przewód hamulcowy, a to cieknąca pompa wody i rozrząd przy okazji do wymiany, to znowu awaria łożyska wentylatora chłodnicy czy na koniec nieszczelność w przewodach wspomagania kierownicy. Z tym niestety trzeba się liczyć, kupując auto używane, że będą pewne problemy i ciężko czasem z sercem doradzić nawet przy największych chęciach. Nie ma się co jednak załamywać powolutku doprowadziliśmy autko do stanu większej niezawodności, ale trwało to kilka lat. Z plusów można tutaj tylko zaznaczyć niewielkie spalanie małego silnika benzynowego na mieście i w miarę niewielkie koszty części zamiennych.

W końcu w tym roku zaszła konieczność zmiany samochodu na wersję młodszą, bardziej niezawodną i najlepiej z klimatyzacją, której posiadanie przy niektórych upalnych dniach w sezonie letnim stało się od kilku lat prawie że koniecznością. Dodatkowo nie bez znaczenia pozostały marzenia o oszczędnym dieslu - jednak z perspektywy kilku miesięcy użytkowania "klekota" nie jestem do końca pewien czy wybór 10 letniego diesla jest zakupem w pełni trafionym i uzasadnionym ekonomicznie. Mam tu na myśli głównie ceny części do samochodów na ropę zazwyczaj większe niż prostych i tańszych rozwiązań dla aut z silnikami benzynowymi, jak również konieczność tankowania dobrej jakości oleju napędowego, który kosztuje aktualnie więcej za litr niż benzyna (zawsze tankowałem benzynę 95 oktanową - teraz w granicach ok. 5PLN za litr, a teraz tankuję z obawy przed kosztownymi naprawami wyposażenia silnika najdroższy olej napędowy jaki jest dostępny na rynku w cenie do ok. 5,50 PLN za litr).

Wracając jednak do sedna sprawy zakupu auta używanego - dysponując kwotą trochę ponad 15 tys. PLN zdecydowałem się poszukać samochodu używanego już nie tylko na serwisach internetowych ale również zobaczyć samochody na żywo na giełdach samochodowych. Kierowałem się możliwością obejrzenia większej ilości aut równoczesnie i wyboru spośród kilku faktycznych okazji. Ale jak to bywa diabeł tkwi w szczegółach i okazje nie były do końca tak dobre jak na pierwszy rzut oka się wydawało.

Jedno z aut, wprawdzie francuskie (jak to złośliwi mówią "nie kupuj samochodów na F" w sensie pewnie Fiatów, Fordów i Francuzów, choć ja postanowiłem obalić ten mit nawet dwukrotnie), to Citroen Xsara Picasso z cieszącym się dobrą opinią i niezawodnym silnikiem 2.0 HDI 90KM. "Udało" mi się go znaleźć na giełdzie w Tarnowie (Małopolska) przy okazji wizyty w tamtych stronach u rodziny. Najpierw dokładnie obejrzałem wszystkie szczegóły auta - ewidentnie nie było bite albo świetnie zrobione na wzór fabryki, wyposażenie całkiem spore jak na 10letni samochód m.in. klimatronik, wielki szyberdach a raczej prawie cały szklany dach do tego w połowie odsuwany, pełna elektryka, welurowe jasne siedzenia i niesamowicie dużo schowków nawet pod podłogą - słowem można się było zakochać i tak też się stało.

Jedynie później okazało się, że w samochodzie było nie tyle palone (normalnie podczas zakupu nawet nie było czuć - zamiast tego ładnie pachniało przyjemnym zapachem samochodowym) co kopcone, a popielniczkę, której wczesniej nie sprawdzałem, musiałem później wyrzucić, bo nie dało się z niej pozbyć męczącego zapachu petów. Poza tym jednym dość znaczącym mankamentem, usuniętym później za pomocą zbawiennego ozonowania, dopiero przy dłuższej jeździe wyszło kilka dodatkowych problemów z odgłosami lekko skrzypiącego zawieszenia tylnego na wybojach, jednym plastikowym poluzowanym elementem, który minimalnie trzeszczy przy prędkościach większych niż 130km/h, ale przy dłuższej jeździe na autostradzie zdecydowanie wkurza (jak dotąd nie udało mi się znaleźć jaki to element). Oprócz zerwania się po dwóch miesiącach linki sprzęgła nic wielkiego i nieprzewidywalnego się nie wydarzyło.

Można powiedzieć, że zakup był jak najbardziej udany - jeśli oczywiście weźmiemy pod uwagę, że od razu w samochodzie takim jak ten sprowadzonym z Francji, należało wymienić rozrząd (bo nigdy do końca nie wiadomo kiedy był faktycznie wymieniany), uszczelnić turbinę i sprężarkę klimatyzacji, wymienić wszystkie filtry i oleje/płyny oraz wymienić niektóre elementy zawieszenia i dokupić dwie nowe opony gdyż dwie z czterech nie nadawały się do jazdy. Ale czego możemy oczekiwać po samochodzie z przebiegiem prawie 160 tys. km. - przecież ktoś musiał mieć jakiś powód, że samochodu się pozbył. Sęk w tym, żeby to nie było nic wielkiego, choć 2 tys. PLN włożone od razu w doprowadzenie auta do bezpiecznego użytku może dla jednych wydawać się sporym wydatkiem, ale dla większości szukających aut używanych musi być czymś normalnym, wkładem który należy doliczyć do każdej ceny auta używanego na tzw. "start".

Na tym przykładzie narazie zakończę porady jak kupić auto używane, gdyż ostatni samochód jaki kupiłem okazał się nie lada wyzwaniem i jest raczej przykładem jakiego auta dla świętego spokoju lepiej nie kupować i przed czym wystrzegać się kupując auto używane - można powiedzieć teraz już ze spokojnym uśmiechem na twarzy - to była przygoda i sporo nerwów mnie kosztowała, ale szczegóły wkrótce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz